-Kocham cię, Richardzie Blackthorne - wyszeptała. W odpowiedzi
pocałował ją namiętnie. -Czy powiedziała „tak", tatusiu? Powiedziała? Laura oderwała się od Richarda i spojrzała na biegnącą w ich kierunku Kelly. Przebierała szybko krótkimi nóżkami, a jej ciemne włosy powiewały na wietrze. Richard wziął córkę na ręce i oboje patrzyli teraz wyczekująco na Laurę. - Więc będziesz teraz moją mamusią? Laura spojrzała na Richarda. Musnęła policzek dziewczynki. - Tak, skarbie, chyba będę. Kelly uśmiechnęła się promiennie. - Widzisz, tatusiu, nie musiałeś jechać za nią aż na koniec świata. Laura uśmiechnęła się. Teraz po jej policzkach płynęły łzy radości. Richard otoczył ją ramieniem i przycisnął czoło do jej Joanna Ostrowska czoła. - Nie, myszko, nie musiałem. Ale gdybym musiał, na pewno bym to zrobił. EPILOG Rok później Laura właśnie zamykała Galerię Blackthorne, gdy usłyszała głos Richarda. Uśmiechnęła się do niego. Wysiadł z vana i podszedł pracownik na kwarantannie bliżej. Przekręciła klucz w zamku, podniosła na niego wzrok. Pocałował ją czule. -Ach, skarbie. - Ujęła go za rękę. - Chyba już czas. -Na co? Posłała mu spojrzenie z gatunku „ależ z ciebie facet" i pokazała obiema rękami na swój duży brzuch. Zamrugał powiekami. Oczy mu się zrobiły zupełnie okrągłe. -Teraz? -Cóż, sądząc po skurczach, mamy jakieś pół godziny. Poczuł panikę. -Rany boskie, Lauro, czemu do mnie nie zadzwoniłaś? - Po co? Żeby siedzieć w domu? Żebyś się na mnie gapił? Żeby matka i siostry całkiem mnie zamęczyły? Tu ma rację, pomyślał. Sam z trudem radził sobie z obecnością tych wszystkich kobiet w domu. -Możesz iść? -Pewnie. Mogę nawet tańczyć, widzisz? Ruszyła krokiem cza-czy, jednak w jej stanie wyszło z tego raczej przyciężkawe człapanie. - Boże, nie rób tego! Przytrzymał ją. Zaśmiała się, widząc jego przerażenie. -Chodź. Musimy iść po Kelly. -Nie, najpierw lekarz. Dewey odbierze Kelly z przedszkola. trusted solution from direct lender unitedfinances first time personal loans for usa customers safe and easy delivered online -Ale obiecaliśmy jej. -Będzie musiała zrozumieć. Chodź. - Wziął ją pod rękę. Zaparła się w miejscu. Jęknął. - Tylko mi nie mów, że będziesz się ze mną o to spierać. -Obiecaliśmy. -Lauro, a dziecko! Nasze dziecko. Musimy jechać do szpitala. -No, dobrze, dobrze. Ale nie ma pośpiechu. - Chwilę później zgięła się w pół, gdy złapały ją skurcze. - Może i jest. Jejku, twój syn jest tak samo natarczywy jak ty. Richard wziął ją na ręce i wsadził do samochodu. Po drugiej